Zefka Kobyla Góra zremisowała u siebie z LZS-em Doruchów 1:1 w meczu inaugurującym rozgrywki kaliskiej klasy okręgowej. Gospodarze prowadzili przez znaczną część pojedynku po trafieniu Dawida Ponitki, jednak w czwartej minucie doliczonego czasu gry nie upilnowali Błażeja Gochy i goście wracają do domu z jednym oczkiem.
Gość w dom, Bóg w dom. Takie słowa najlepiej opisują ten pojedynek, bo nie da się inaczej wytłumaczyć tego, w jaki kobylogórzanie pozbawili się kompletu punktów. Mając wszystko pod kontrolą postawili starym zwyczajem na polską gościnność i oddali na do widzenia punkcik doruchowianom. Jako pierwsi do głosu w 28 minucie mogli dojść przyjezdni, ale Stanisław Walczyński w sytuacji oko w oko trafił w nogi czekającego do końca w parterze Sebastiana Idziorka. Zefka dwie minuty później była bardziej konsekwentna. Dawid Ponitka pociągnął po linii szesnastki z lewej do środka i posłał piłkę nie tyle co mocno, lecz dokładnie przy słupku, wykorzystując ograniczone pole widzenia Andrzeja Nasiadka i zrobiło się 1:0.
W drugiej odsłonie działo się jeszcze więcej. W 68 minucie popularny "Dadu" został ścięty przed polem karnym, a próba Oskara Olczykowskiego ze stałego fragmentu gry zatrzymała się na bocznej siatce. Ponitce brakło też szczęścia, gdy atomową próbą przełamał rękawice Nasiadka, ale zmierzającą do pustej siatki futbolówkę wybił ofiarnie z linii Michał Frontczak. Zawodnicy sygnalizowali, że gała była już w sieci, jednak sytuacja była trudna do oceny, dochodziły emocje, więc trzeba zaufać arbitrom. Po drugiej stronie obserwowaliśmy dwie próby Adriana Barańskiego. Najpierw prawdziwą bombę z dystansu pewnie chwycił Idziorek, a strzał ze stałego fragmentu gry poszybował nad poprzeczką. Oklaski z trybun słusznie należały się też Kacprowi Mądremu, zastawił się on bowiem z gałą na skraju pola karnego, po czym urwał się w kierunku środka i przy strzale brakło niewiele, a bramkarz nie miałby nic do powiedzenia. W 94 minucie stało się coś, po czym gospodarze mogą pluć sobie w brodę. Obrona Zefki zgubiła krycie, pozostawiła samego na siódmym metrze Błażeja Gochę, a ten pewnym uderzeniem na wysokości kolana zmieścił futbolówkę w siatce. Nie ma co się dziwić, że LZS cieszył się niemniej niż jak po zwycięstwie. W końcu punkt jako beniaminek po takiej dramaturgii jest na wagę złota.
Sebastian Gołdyn
Wyjściowe składy:
Kobyla Góra - Idziorek, Ogrodniczak, Woźny, Domagalski, Cerbiński, Olczykowski, Gwiżdż, Nasiadek, Zmyślony, Ponitka, Góra
Doruchów - Nasiadek, Mularczyk, Braun, Przybył, Khuda, Barański, Gocha, Lenek, Walczyński, Frontczak, Kawka
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu pulstygodnia.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz