Zamknij

Legendarna ,,Szwedka`` o numerach bocznych 2132 wylądowała w Kępnie

16:38, 03.04.2021 . Aktualizacja: 16:27, 03.11.2022
Skomentuj

Gdyby ktoś zdecydował się nakręcić film o spektakularnej ucieczce w czasie stanu wojennego dwóch polskich pilotów do Szwecji, po najważniejszy z eksponatów - historyczną ,,Szwedkę`` o numerach bocznych 2132 musiałby przyjechać na ziemię kępińską, bo właśnie tutaj - w zbiorach Rafała Luźniaka - znajduje się dziś ta maszyna. - Kolekcjonerzy przez 20 lat zastanawiali się, gdzie się podział ten śmigłowiec. A on się znalazł u mnie - wyznaje pan Rafał.

Ta mrożąca krew w żyłach historia bezsprzecznie mogłaby stać się kanwą sensacyjnego filmu o tym, jak dwóch polskich lotników z 49 Pułku Śmigłowców Bojowych w Pruszczu Gdańskim w czasie stanu wojennego uzbrojonym śmigłowcem Mi-2 49 w ekstremalnych warunkach uciekło do Szwecji. Historie tę opisał w swojej książce ,,Lot do wolności`` jeden z bohaterów wyprawy -Henryk Książek-Polenski. Kiedy przygotowywaliśmy ten materiał dotarła do nas smutna wiadomość - kpt. Henryk Książek, który zmagał się z ciężką chorobą zmarł.

Okazuje się, że Rafał Luźniak od ładnych paru lat interesuje się militariami, kolekcjonuje sprzęt wojskowy i pewnego razu, na jednej z aukcji internetowych kupił z Radomia śmigłowiec Mi-2, który - jak się okazało - wcześniej, w latach dziewięćdziesiątych XX wieku stacjonował też ... w Ostrzeszowie. - Wrzuciłem jego zdjęcia do jednego z forów lotniczych, po jakimś czasie zwrócili na niego uwagę pracownicy lotniska w Pruszczu Gdańskim, w którym ten śmigłowiec stacjonował całe swoje ,,służbowe`` życie - wyznaje. - Skontaktowali się ze mną i powiedzieli, że jeżeli numery boczne się potwierdzą, to jest to historyczna ,,Szwedka'', którą 8 lutego 1983 roku, w czasie stanu wojennego, lotnicy Zbigniew Wojsa i Henryk Książek uciekli przez morze do Szwecji.

Była to jedna z najbardziej śmiałych i niebezpiecznych ucieczek w powojennej Polsce. Mało kto za morzem był w stanie uwierzyć, że na jednym pracującym silniku turbinowym (drugi uległ awarii) podczas silnego sztormu można było pokonać Bałtyk. Dokonali tego ppor. Zbigniew Wojsa i kpt. Henryk Książek.

NIESAMOWITA HISTORIA

Sam plan ucieczki przygotowywany był w wielkiej tajemnicy. Jej trasę kpt. Książek i ppor. Wojsa wytyczyli na podstawie dostępnych map lotniczych, których zasięg wykraczał niewiele poza obszar polskich wód terytorialnych, natomiast kurs a także przybliżony czas lotu piloci określili na podstawie map zawartych w szkolnych atlasach.

Paradoksalnie - czego dowiedzieć się można z książki ,,Lot d wolności`` - największym sprzymierzeńcem uciekinierów miała okazać się fatalna pogoda. Wspominając po latach moment podjęcia decyzji Książek napisał: ,,Od kilku miesięcy czekaliśmy na ten dzień. Plan ucieczki z kraju powstał po wyrzuceniu mnie z pracy. Taktyka powodzenia i utrzymania go w tajemnicy polegała na jawnym opowiadaniu o naszym zamiarze. Nikt w to nie wierzył. My czekaliśmy na sprzyjające warunki atmosferyczne. Mgłę, która zakryje nas przed wzrokiem myśliwców i wiatr z południa, który umożliwi dotarcie do brzegów Szwecji z zatankowanym tylko zbiornikiem głównym. Paliwo dawkowano bardzo oszczędnie w ostatnim czasie, za mało, żeby dolecieć i za mało, żeby przeżyć``.

Książek wyliczył, że w ciągu godziny będą w stanie pokonać 250 km mierzone względem ziemi. Do zbiornika głównego mogli zatankować 600 l nafty. Niby dużo, ale niewystarczająco do pokonania dystansu między Polską a Szwecją zważywszy na fakt, że silniki spalają blisko 300 l/h, co oznaczało, że paliwa mogło zabraknąć jeszcze nad Bałtykiem. Wierzyli jednak, że w pomyślnych, wietrznych warunkach będą mogli zaoszczędzić cennego paliwa.

ZIELONE ŚWIATŁO

Na silniejsze masy powietrza czekali kilka miesięcy. W końcu 7 lutego 1983 r. radio nadało komunikat meteorologiczny zapowiadający fatalne warunki atmosferyczne. Dzień później nad północną Polską miały przejeść spore opady śniegu przechodzące w marznące deszcze, do tego porywisty wiatr. To był ten moment. 8 lutego w samym środku śnieżnej zamieci dwóch pilotów poderwało do lotu wojskowy śmigłowiec. - Już po kilku minutach maszyna leciała wzdłuż trójmiejskiej obwodnicy prowadzącej wprost nad bałtyckie wybrzeże. Ponieważ w pobliżu szosy znajdowało się duże lotnisko cywilne a także wyposażone w urządzenia namiarowe lotnisko wojskowe, piloci byli zmuszeni do maksymalnego obniżenia latu. Przez pewien czas lecieli dosłownie nad dachami pędzących obwodnicą ciężarówek - pisał Książek.

Wraz ze zbliżeniem się do granicy morskiej w kabinie narastało napięcie, Było jasne, że pokonanie tego odcinka będzie decydujące dla dalszego przebiegu lotu. Piloci doskonale wiedzieli, że w pobliżu znajdowały się wieże kontrolne Wojsk Ochrony Pogranicza a także liczne patrole żołnierzy. Jednak i tym razem w sukurs śmiałkom przyszłą pogoda. Hel nawiedziła potężna powódź. Po rozlewisku poruszały się wojskowe amfibie, w powietrzu krążyło wiele cywilnych i wojskowych maszyn wypatrujących z góry oznak życia. Przy tak dużym zamieszaniu lot szturmowego śmigłowca nie wzbudził niczyich podejrzeń.

BŁYSNĘŁY 5-RAMIENNE GWIAZDY

Dopiero gdy znaleźli się nad morzem, nagle pojawiły się myśliwce. - Leciały powyżej nas z dużą prędkością - wspominał Książek. (...) Zaskoczenie ich przelotem było tak wielkie, że nie zobaczyłem nawet znaków rozpoznawczych. Może i oni nas nie zauważyli. Miałem cichą nadzieję, że nie wrócą.

A jednak wróciły. - Szybko podchodziły w naszym kierunku bez zbędnych ruchów, bez paniki - relacjonował kpt. Książek. (...) - Zauważyli nas znów w ostatnim momencie, za późno było na atak, nie zdążyli odpalić. Ich szybkość w porównaniu z naszą była kilkakrotnie większa. Ostrą świecą pociągnęli w górę szykując się do nowego zajścia. Robiąc szeroki łuk zachodzili do ataku. Krwawo błysnęły 5-ramienne gwiazdy. Zniknęli z tyłu, ciągle mieli problemy ze zlokalizowaniem nas w tych warunkach, ale nie najlepiej mieć ich za plecami. (...) Czekałem w napięciu na samoloty, nowy atak, na rozstrzygnięcie. To trwało całą wieczność. (...) - Popatrz co się dzieje - usłyszałem głos Zbyszka. Pokazywał w przód. Przed nami w odległości kilku kilometrów stała ciemna ściana. (...)

PRAWDZIWE PIEKŁO

Chwilę później natura, która do tej pory sprzyjała śmiałkom, zgotowała im prawdziwe piekło.  Tuż pod kołami helikoptera szalały potężne fale, gęsta mgła a także rozbryzgi piany morskiej siadały na przedniej szybie skutecznie ograniczając widoczność. Co chwilę w śmigłowiec uderzały silne podmuchy powietrza, ale najgorsze było dopiero przed nimi. - Robiło się coraz ciemniej i bardziej ponuro - przyznał po latach pilot. - W koło nas szalał niesamowicie intensywny opad śniegu. (...) Instalacja przeciwoblodzeniowa nie była w stanie pomóc, warstwa lodu rosła, każdy statek przed nami było potencjalnym niebezpieczeństwem. (...) Na domiar złego zapaliła się czerwona lampka sygnalizująca brak paliwa.

,,BIAŁO-CZERWONA``?

Na szczęście pogoda zaczęła się stopniowo poprawiać, widoczność była coraz lepsza i po pewnym czasie piloci spostrzegli wyłaniające się z oddali ciemne kontury. Nagle z boku zamajaczył jakiś cień. To był statek. Przerazili się, gdy odczytali jego nazwę: ,,Kędzierzyn``. Łopotała nad nim biało-czerwona bandera. - Oni płyną przecież do kraju, oddadzą nas prosto w ręce milicji, znienawidzonej władzy. Lepiej umrzeć na otwartym morzu - uznali. Nieoczekiwanie zauważyli sterczącą tuż przed nami wysoką skałę. Ląd, na którym udało im się wylądować.

JEDNAK SZWECJA

Już wiedzieli, że znajdują się na wyspie. Nie byli jednak pewni, do kogo ona należy. W końcu dostrzegli jednak niewielką przybrzeżną tablicę, która ostatecznie rozwiała ich wątpliwości i utwierdził w przekonaniu, że są w bezpiecznej Szwecji.

Pojawił się jakiś człowiek. Rozmowa nie kleiła się, bo Polacy nie znali szwedzkiego. W końcu zostają zaproszeni do domu, a ich gospodarz zadzwonił na policję. Przypłynęli z karabinami, z psami...

Okazało się, że brawurowy wyczyn polskich pilotów wprawił w nie lada zakłopotanie przede wszystkim szwedzką armię, ponieważ wyspa stanowiła część tajnego i dobrze strzeżonego obszaru wojskowego. Dlatego też, kiedy prasa dowiedziała się o tym niecodzienny zdarzeniu, nie pozostawiła suchej nitki na szwedzkiej obronie przeciwlotniczej.

Po 3 dobach spędzonych w areszcie przeniesiono ich do hotelu. Wkrótce dotarła do nich informacja o udzieleniu im azylu. Dla polskich pilotów oznaczało to początek nowego życia.

Po ucieczce Henryk Książek pracował jako pilot w Szwecji, Grenlandii, USA i Kenii. Był kapitanem samolotów liniowych i doradcą spółek lotniczych Afryki. Ostatecznie razem z zoną Anną i synem Arturem osiadł w Goeteborgu w Szwecji, natomiast jego pozostałe dzieci Agata i Robert mieszkają w Polsce.

Kapitan pilot instruktor Henryk Książek-Polanski został uznany przez Cambridge Biography Centre w Wielkiej Brytanii oraz Marquise Biography w USA za jedną z najciekawszych postaci XX wieku. JUR, WK

W materiale wykorzystano fragmenty książki Henryka Książka-Polanskiego ,,Lot do wolności`` oraz publikacji Jarosława Molendy ,,Ucieczki z PRL``. 

Materiał ukazał się w świątecznym wydaniu Pulsu Tygodnia   

(.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

Marek Porcjusz KatonMarek Porcjusz Katon

0 0

Ciekawa historia. Dobry materiał na ekranizację. 14:33, 05.04.2021

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo
0%